Projekt Łódź Projekt Łódź
294
BLOG

Kres idei jagiellońskiej”, czyli początek „epoki saskiej

Projekt Łódź Projekt Łódź Polityka Obserwuj notkę 0

Przemysław Żurawski vel Grajewski

Minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej", udzielonym w przeddzień wizyty Putina na Westerplatte, uznał za stosowne wysłać w świat (tzn. do Moskwy, Berlina, Paryża i Brukseli, ale też do Wilna, Kijowa, Rygi, Tallina, Tbilisi, Kiszyniowa i Bukaresztu) informację, że oto Rzeczpospolita pod władzą obecnego rządu porzuciła „jagiellońskie ambicje mocarstwowe", gdyż w nowej, integrującej się Europie i w obliczu „Rosji od 20 lat idącej drogą prób demokratyzacyjnych" (sic!)(...)  „traci zasadność archaiczny nakaz poszukiwania sojuszników «poprzez kolejną miedzę», na gruncie jednoczącej wrogości do wspólnego sąsiada."

Mówiąc wprost, minister ogłosił, że  Polska rezygnuje z budowania ścisłej współpracy z państwami bałtyckimi, Ukrainą i Gruzją, której celem miałoby być utrwalenie ich niepodległości poprzez zablokowanie możliwości odrodzenia się imperium rosyjskiego i wydobycie spod przemożnego wpływu Moskwy wciąż zdominowanych przez nią Białorusi i Mołdawii. Jako alternatywę Sikorski proponuje  „nowoczesne państwo narodowe (...) w znaczeniu (...) politycznym, obywatelskim".Zadania tego państwa to „modernizacja i integracja" europejska, które są zasadniczymi pojęciami „na współczesnym etapie rozwoju Polski".„Integracja europejska (...)określa (zaś- P.Ż.G.) podstawowe zasady polskiej polityki zagranicznej oraz krąg najbliższych partnerów i sojuszników". Jako wzorce integracji regionalnej minister wskazuje Beneluks, Grupę Wyszehradzką, tzw. Wielką Szóstkę (jak należy domniemywać - sześć największych państw Unii Europejskiej z Polską włącznie) oraz Trójkąt Weimarski i francusko-niemiecki „motor" UE.

 

            Teza postawiona przez Radosława Sikorskiego jest samobójcza, a ponieważ jest to człowiek inteligentny i w świecie bywały, nie wynika z jego niewiedzy. Jak słusznie zauważył Jakub Lubelski (Sikorskiego geopolityka przyjaźni, „Teologia Polityczna" 31.08.2009) jeszcze w maju 2006 r., jako minister obrony narodowej w rządzie PiS, Sikorski, porównując gazociąg północny do paktu Ribbentrop-Mołotow, miał zupełnie inny obraz międzynarodowego położenia Polski i wyzwań jakie stoją przed Rzeczpospolitą. Jakaż to głęboka ewolucja musiała zajść od tego czasu w Rosji i w Niemczech, że minister zupełnie zmienił zdanie i dostrzegł w naszym wschodnim sąsiedzie kraj zmierzający ku demokracji? Zapewne to nowe spojrzenie pozwoliłoby mu obecnie określić niemiecko-rosyjski projekt gazowy mianem wysiłku modernizacyjnego, dokonywanego w ramach integracji europejskiej, a mającego poprzez dywersyfikację szlaków tranzytowych w Europie pobudzić konkurencyjność i otworzyć przed Polską nowe szanse rozwojowe, jakie jej oferuje współpraca obu wielkich sąsiadów. Porzućmy ironię - tezy Sikorskiego nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Składa się na to kilka czynników:

 

            1. Rosja nie jest krajem budującym od 20 lat demokrację. Pogłębiający się autorytaryzm jej systemu politycznego jest oczywistością. Od 1991 r. głównym instrumentem rosyjskiej polityki zagranicznej był eksport destabilizacji (Abchazja, Osetia Płd., Naddniestrze, Gagauzja, wojny gazowe z Litwą, Ukrainą, Białorusią, Gruzją) lub jego groźba (manipulowanie mniejszością rosyjską na Krymie i w państwach bałtyckich) oraz popieranie alternatywnych w stosunku do modelu europejskiego wzorów transformacji postkomunistycznej (Łukaszenka, Kuczma, Milošević, Mečiar). Rosyjscy „przyjaciele" w odleglejszych regionach to Chavez, Ortega, Ahmadineżad, i podobne indywidua, co także wiele mówi o charakterze Federacji Rosyjskiej. Zeszłoroczne wojskowe uderzenie na Gruzję i oderwanie od niej dwóch prowincji zarządzanych przez agentów rosyjskich służb specjalnych oraz ciągnąca się od 1999 r. krwawa pacyfikacja Czeczenii, dopełniają obrazu tego państwa i jego natury. Udawanie przez ministra spraw zagranicznych RP, że Rosja nie stanowi  zagrożenia dla Polski i jej bezpośrednich wschodnioeuropejskich sąsiadów jest karygodnym zwodzeniem współobywateli.

 

            2. Wskazane przez Sikorskiego przykłady integracji regionalnej nie są i nigdy nie były strukturami bezpieczeństwa, a tym bardziej elementem wspólnej obrony przed zagrożeniem zewnętrznym. Nie są też zjawiskiem nowym. Początki Beneluksu datuje się na 1921 rok, dążenie do instytucjonalizacji koncertu mocarstw europejskich (naturalnie z udziałem Rosji) sięga Kongresu Wiedeńskiego, a w wąskim wymiarze zachodnioeuropejskim przynajmniej Paktu Czterech (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy) z 1933 r. Zawsze odbywało się ono kosztem mniejszych państw i narodów, w tym Polski. Wyobrażenie o tym jakoby Rzeczpospolita, odwróciwszy się plecami do swych zagrożonych przez Rosję wschodnich sąsiadów, mogła prowadzić skuteczną grę o własne interesy w ramach „Wielkiej Szóstki", czy Trójkąta Weimarskiego jest naiwne. Wymaga wiary w to, że Francja, mając do wyboru forsowanie wraz z Hiszpanią i Włochami priorytetów śródziemnomorskich, porzuci ten pomysł i poprze Polskę, dążącą np. do zwiększenia funduszy na Partnerstwo Wschodnie, co naturalnie oznacza ich zmniejszenie w kierunku południowym. Równie niepoważne jest założenie, że Berlin, zmuszony wybierać w jakiejkolwiek ważnej sprawie pomiędzy Paryżem a Warszawą, wybierze Warszawę, szczególnie gdyby miało to oznaczać ochłodzenie relacji z Moskwą. Czy zresztą ktoś słyszał o jakiejś istotnej kwestii rozwiązanej na forum Trójkąta Weimarskiego?

 

            3. „Motor" UE - Francja i Niemcy mają odmienne od polskich cele polityczne i to zarówno w wymiarze polityki zagranicznej, jak i w przypadku modelu rozwoju gospodarczego. W grze międzypaństwowej stawiają na osłabienie dominacji amerykańskiej w europejskim systemie bezpieczeństwa, do czego potrzebna jest im współpraca z Rosją. Cenę tej współpracy płaci i będzie płacić Europa Środkowowschodnia oraz jej obrzeża od Gruzji po Polskę i Estonię. Niemcy Helmuta Kohla potrafiły wejść w spór z Rosją dotyczący rozszerzenia NATO o Polskę. Wsparły też Chorwację przeciw protegowanej przez Kreml Serbii. Od czasów Gerharda Schrödera owa wspólnota interesów RFN i Europy Wschodniej już nie istnieje. Obecne cele wschodniej polityki Niemiec to wielowymiarowe strategiczne partnerstwo z Moskwą, a z bardziej konkretnych zamierzeń - pewność dostaw „błękitnego paliwa" niezależnie od ukraińsko-rosyjskich wojen gazowych (czyli święty spokój w czasie gdy Rosja będzie wymuszała za pomocą szantażu energetycznego zwasalizowanie Ukrainy) oraz surowy reżim kontrolny na granicach Schengen (czyli wizy dla Ukraińców i Białorusinów odcinające ich od Europy, a zatem - chcąc, nie chcąc - popychające ich w ramiona Rosji). Berlin nie chce otwierać drzwi ani UE, ani NATO do państw wschodnioeuropejskich, co demonstrował w 2008 r., w trakcie szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego w Bukareszcie i w 2009 r., w czasie pierwszego szczytu Partnerstwa Wschodniego w Pradze, gdzie główną troską delegacji niemieckiej było niedopuszczenie do określenia państw partnerskich mianem krajów europejskich, gdyż to w żargonie brukselskim sugerowałoby uznanie ich ambicji związanych z przyszłym członkostwem w UE. Notabene, poza RFN, żadne z pozostałych państw, mających rzekomo partnerować Polsce w ramach unijnej „Wielkiej Szóstki", nie przysłało do Pragi liczącej się delegacji - szefowie ich rządów nie znaleźli czasu na to spotkanie.

 

            4. Grupa Wyszehradzka nie istnieje jako wspólnota celów politycznych. Cele pierwotne (wyjście spod dominacji sowieckiej, członkostwo w NATO i w UE) zostały już osiągnięte. Nowego spoiwa nie ma. Są natomiast konflikty. Stosunki na linii Budapeszt-Bratysława mają wręcz charakter małej zimnej wojny wokół mniejszości węgierskiej na południu Słowacji. Węgry od czasów Ferenca Gyurcsany'ego prowadzą prorosyjską politykę energetyczną, sprzeczną z interesem Polski. Może zmieni się to po wyborach, ale póki co, takie są fakty. W stronę Moskwy zerka także Słowacja Fico. Jedynie z Czechami łączy nas pewna wspólnota poglądów. Jej bazą jest niechęć obu naszych prezydentów do Traktatu lizbońskiego i wspólny sprzeciw wobec niemieckiej wizji odpowiedzialności za „wypędzenia". Trudno jednak sądzić, by to właśnie miał na myśli minister spraw zagranicznych RP. Skromny fundusz Wyszehrad Plus skierowany jest ku „obszarowi jagiellońskiemu", który szef naszego MSZ proponuje porzucić. O co mu zatem chodzi? Jakim bieżącym wyzwaniom Polska może stawić czoła w oparciu o Grupę Wyszehradzką?

 

            5. Trudno nie zgodzić się z tezą Sikorskiego o potrzebie modernizacji Polski. Planując ten proces z punktu widzenia oddziaływania nań sytuacji międzynarodowej, co jest przecież obowiązkiem szefa MSZ, trzeba jednak pamiętać, iż francusko-niemiecki rdzeń UE to główna siła promująca etatystyczny model państwa socjalnego. W ramach jednolitego rynku europejskiego musi on stawić czoła wyzwaniu jakie dlań stanowi konkurencja taniej siły roboczej z nowych państw członkowskich, stosunkowy liberalizm systemów gospodarczych Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz niski wskaźnik korupcji w państwach skandynawskich, przyciągający inwestorów, nie zmuszanych do opłacania licznych łapówek. Elektoraty w obu tych krajach, przyzwyczajone do francusko-niemieckiego modelu państwa opiekuńczego,  stawiają swych polityków przed dylematem: czy forsować cięcia socjalne, by mimo groźby klęski wyborczej podołać konkurencji wewnątrzunijnej, czy też narzucić własny system nowym państwom członkowskim pod hasłem jego europeizacji i kontynuując rozdawnictwo kupować poparcie własnych wyborców. Pobrzmiewające szczególnie we Francji hasła ujednoliconego podatku europejskiego i oskarżenia pod adresem nowych państw członkowskich UE o „dumping socjalny" (słynny polski hydraulik), już kilka lat temu nakreśliły pola przyszłego konfliktu. Ratowanie przed upadłością własnych przedsiębiorstw poprzez dotacje, udzielane im w ramach zakazanej prawem unijnym pomocy publicznej, stało się specjalnością Francji w dobie obecnego kryzysu ekonomicznego. Niemcy zdołały nawet  wpisać takie dofinansowanie do Traktatu Konstytucyjnego UE i Traktatu lizbońskiego w części odnoszącej się do obszarów byłej NRD, które są do tej pomocy uprawnione, gdyż ucierpiały z powodu komunizmu. (Czyżby tylko one cierpiały?) Obraz sytuacji dopełnia walka z globalnym ociepleniem, świdrująca normy ekologiczne i podnosząca koszty energii w UE w sposób znacznie uciążliwszy dla zacofanych gospodarek nowych państw członkowskich, niż dla „starej" Piętnastki, która swej modernizacji dokonała jeszcze przed epoką walki z „nadmierną emisją CO²". Ewentualne przyjęcie Traktatu lizbońskiego wzmocni siłę głosu Francji i Niemiec w ustanawiającej prawo unijne Radzie UE. Skoro, jak twierdzi minister Sikorski, to właśnie modernizacja powinna być wiodącym hasłem polskiej polityki, to w oparciu o jakie wspólne interesy i z którymi państwami zamierza on zawrzeć sojusz dla uchronienia Polski przed antymodernizacyjnymi szaleństwami ekologicznymi i socjalnymi Berlina oraz Paryża? Dlaczego popiera Traktat lizboński, który utrudni nam obronę przed europejskim (czytaj francusko-niemieckim) poziomem zobowiązań socjalnych państwa i takimiż wyśrubowanymi, a więc kosztownymi normami ekologicznymi?

 

            Jeśli ideę jagiellońską zdefiniować jako uznanie, iż to kierunek wschodni (Ukraina, Białoruś, Litwa, itd.) powinien być priorytetem polskiej polityki zagranicznej, że wszystkie inne kwestie(sojusz z USA, integracja europejska, itd.) to jedynie instrumenty do osiągania celów na owym priorytetowym kierunku, to deklaracja o jej porzuceniu zmusza do wyznaczania nowych zamierzeń i do uznania, że stare zagrożenia nie istnieją. Sikorski celów tych w sposób realistyczny nie wyznacza, nie jest też przekonujący wówczas, gdy udaje, że zagrożenia rosyjskiego już nie ma. Ignoruje wspólnotę interesów geopolitycznych narodów przestrzeni jagiellońskiej, zarówno w wymiarze bezpieczeństwa, jak i w sferze warunków rozwoju gospodarczego. Przyjmując jego recepty Polska, niczym w dobie saskiej, zostanie zdegradowana do roli przedmiotu podlegającego decyzji obcych graczy. Minister spraw zagranicznych RP promuje politykę, w ramach której Rzeczpospolita ma abdykować z pozycji regionalnego przywódcy (wspólna wyprawa prezydentów Polski, Estonii, Litwy, Ukrainy i premiera Łotwy do Tbilisi była tej roli najjaskrawszą demonstracją) i stać się wykonawcą zaleceń Berlina i Paryża - w wymiarze bezpieczeństwa opracowywanych przez obie te stolice w ramach strategicznego partnerstwa z Rosją, zaś w sferze gospodarczej wynikających z antymodernizacyjnego strachu niemiecko-francuskich elit przywódczych przed ich własnym elektoratem socjalnym.

Misją Fundacji „Projekt Łódź" jest stworzenie silnego ośrodka zajmującego się opracowywaniem programów modernizacyjnych dla miasta oraz rozwój społeczeństwa obywatelskiego, które świadome swoich praw oraz obowiązków potrafi skutecznie wpływać na władze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka